Po pierwsze: reguła “o zmarłych dobrze lub wcale” nie dotyczy osób publicznych. Inaczej nie powstałaby żadna książka historyczna. Po drugie: jeśli ktoś nie przyjmuje do wiadomości powyższej reguły i w dalszym ciągu uważa, że “o zmarłych dobrze lub wcale”, to lepiej niech nie czyta dalej. Jest tylko jeden smutny aspekt śmierci Czesława Kiszczaka: fakt, że za życia nie został sprawiedliwie osądzony, czyli że zmarł na wolności, a powinien zgnić w więzieniu. Reszta jest radością cudownie ozdrowiałego człowieka, który pozbył się śmiercionośnego, ohydnego wirusa. Czesław Kiszczak nie był “człowiekiem honoru”, jakby chciał tego czerwony Adam Michnik. Kiszczak był mordercą Polaków. Wysługiwał się okupantom i splamił polski mundur krwią swoich Rodaków. Był zdrajcą. Mordował górników i studentów. Był architektem męczeńskiej śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki i człowiekiem odpowiedzialnym za zacieranie śladów tego bestialstwa. To on stał za morderstwami ks. Zych, ks. Niedzielaka i ks. Suchowolca. To między innymi przez niego Polska po 1989 roku nie stała się zdrowym, suwerennym państwem, a została przepoczwarzona w postkomunistyczną republikę dla kolesi. To on współtworzył Polskę, z której uciekły miliony Polaków. A przede wszystkim był kłamcą i parszywym tchórzem, który zamiast honorowo stanąć przed sądem, zasłaniał się lewymi zwolnieniami lekarskimi. “Czesiu, trafiłeś w końcu przed sąd. Ten najważniejszy z sądów. I tam wyrok może zapaść tylko jeden: do piekła!” – tyle mamy do powiedzenia. A teraz posłuchajcie Lecha Kowalskiego – trzy części wywiadu, którego autor biografii Czesława Kiszczaka udzielił Piotrowi Szlachtowiczowi. Parę słów o komunistycznym oprawcy: