Sposobów na wybielanie i relatywizowanie przeszłości Lecha Wałęsy, który był TW o pseudonimie “Bolek” i donosił do SB za pieniądze na swoich kolegów jest naprawdę wiele. Przykładowo Zbigniew Bujak twierdzi, że współpraca Wałęsy z komunistyczną policją polityczną, czyli maszynką do szmacenia ludzi, tylko go… uwiarygodniła (sic!). Jego zdaniem i tak “wszyscy wiedzieli”, a to że “Bolek” zerwał współpracę to… pokazuje siłę jego charakteru. Ciekawe jaką siłę charakteru według Bujaka mieli ci wszyscy, którzy się na nic nie godzili, na czele z bł. ks. Jerzym Popiełuszko, zamęczonym na śmierć za odmowę współpracy. Z kolei Władysław Frasyniuk uważa, że kapuś Wałęsa “odpracował swój błąd”. W jaki sposób? Torpedując słynny Strajk Sierpniowy? Wykluczając, gnębiąc i niszcząc takich ludzi jak Krzysztof Wyszkowski czy Anna Walentynowicz? A może niszcząc dokumenty swojej współpracy z SB jako prezydent RP? Czy też może poprzez przywileje dla komunistycznych oprawców, podczas gdy ofiary jego donosów, jak choćby Henryk Lenarciak, który zginął w wypadku samochodowym krótko po tym jak wystąpił w filmie dokumentalnym, żyły w nędzy i zapomnieniu? To jest to “odpracowanie”, panie Frasyniuk? Posłuchajcie państwa Gwiazdów jak Wałęsa “odpracowywał swój błąd”, kiedy w sierpniu 1980 roku chciał zerwać słynny starjk. A potem przeczytajcie pewien cytat, z dedykacją dla zakłamywaczy historii:
„Peerelowska Służba Bezpieczeństwa była zeuropeizowana na tyle, że stosowała system dziesiętny. Zgodnie z zarządzeniem ministra MSW każdy oficer SB musiał zwerbować dziesięciu swoich rodaków jako agentów TW (Tajny Współpracownik) i KO (Kontakt Operacyjny). To dziesiątkowanie społeczeństwa, opierające się, tak jak ekonomia komunistyczna, na scentralizowanym planowaniu, podobnie jak ona zakładało przekraczanie planów produkcyjnych – ten, kto je przekraczał, stawał się przodownikiem pracy esbeckiej i zbierał zasłużone premie, nagrody oraz awanse. Toteż gdy w 1989 roku zaczęto palić akta funkcjonariuszy i konfidentów – było co palić. Palono nawet w noc sylwestrową. I palono w 1990 roku. Przez cały ten czas palenia Polska miała już rząd antykomunistyczny, który wcale nie palił się do tego, by zostać strażakiem. W owym wielkim ‘auto-da-fe’ spłonęły miliony dokumentów (akta personalne, akta spraw, kamyki gigantycznej mozaiki, elementów monstrualnej maszyny do szmacenia, krzywdzenia i wyniszczania narodu polskiego), lecz to, co uleciało z dymem – to był tylko balast, grożący kompromitacją, a właścicielom niepotrzebny. To zaś, co było potrzebne na przyszłość – listy z nazwiskami, świadectwa niezbędne do trzymania sznurków, etc. – to zostało zachowane. W kraju, i w Moskwie, gdzie leżą tony mikrofilmów. Wszystkie oryginały, które pochłonął ogień nad Wisłą, są do odtworzenia z tych klisz. I tylko morze łez i krwi jest nie do wywabienia z tych sumień…” Waldemar Łysiak, “Najlepszy”.