To co się obecnie dzieje w przestrzeni publicznej, ta histeryczna próba zakrzyczenia rzeczywistości, nie jest niczym nowym. W ten sposób, z różnym skutkiem (zazwyczaj pozytywnym), manipuluje się masami w Polsce od dawien dawna. Wiele tekstów powstało na ten temat i jeszcze wiele powstanie. Sam też jeden z nich popełniłem. Przed wyborami prezydenckimi 2010 roku opisałem strach jako narzędzie kreacji wirtualnej rzeczywistości. Poniżej go przypominam. Z dedykacją dla Komitetu Obrony Demokracji, ich zwolenników maści różnej w tym byłych i obecnych TW, wszystkich pożytecznych idiotów i zwyczajnych głupków:
“Wolę, gdy ludzie popierają mnie ze strachu niż z przekonania. Przekonania są zmienne, strach zawsze jest ten sam” – Józef Stalin.
“Zbyt mnie straszyli i teraz niczym już przestraszyć nie są w stanie” – Mistrz (Michaił Bułhakow – “Mistrz i Małgorzta”)
“(…) strach jest wykorzystywany w walce politycznej od samego początku III RP. Pamiętacie jak Michnik z ferajną straszyli państwem wyznaniowym na miarę Iranu (sic!)? Jak straszono zwykłych Polaków Polakami, którzy popierali lustrację? Że będą wieszać komunistów? Że ulica przejmie rządy? Gdyby te wszystkie ‘proroctwa’ były prawdziwe, to Polska spłynęłaby krwią sto razy. I co? Nic. Jak mnie pamięć nie myli, to w blisko 40 milionowym społeczeństwie znalazł się jeden (słownie: jeden!) starszy pan, który postanowił wziąć odwet na czerwonych i rzucił w Jaruzelskiego cegłówką! Ale strach, to potężna siła, więc wszyscy salonowi macherzy będą Polaków straszyć! Nie że by były ku temu podstawy. To zwyczajnie super narzędzie, służące do manipulacji masami…” Tak pisałem w tekście pt. “Polak wyborca”. Dziś, na parę tygodni przed wyborami prezydenckimi, owa metoda zastraszania Polaków wróciła do łask ze zdwojoną siłą. Prawdę mówiąc nigdy z niej nie zrezygnowano, a teraz po prostu powrócono do starych, wypróbowanych metod. W myśl odwiecznej zasady – gdy nie wystarcza siła argumentów, to musi wystarczyć argument siły. W tym konkretnym wypadku jest to siła medialnego przekazu, czyli zdolność tumanienia ludzi mową-trawą. A gdy posiada się “zaprzyjaźnione” media, to jest to dziecinnie proste…
Proszę dokładnie przeanalizować ostatnie wypowiedzi Komorowskiego i jego sztabu. Odwoływanie się do strachu jest w nich bardzo czytelne. Szczerze mówiąc nie dziwi mnie to wcale. Skoro komuś nie staje argumentów, to gra na pierwotnych uczuciach, do których zalicza się starch. To po prostu kwestia wyboru prowadzenia kampanii, co samo w sobie świadczy o kandydacie i jego formacji politycznej. Ci ludzie inaczej nie potrafią, to stanowi ich jedyny oręż. “Czy wróci chory, szalony miraż IV Rzeczypospolitej?” – pyta zatroskany PO-kandydat. Ten bełkot nie ma nic a nic wspólnego z prawdą, gdyż pomysłodawcą, autorem hasła IV RP jest Rafał Matyja a jego głównym propagatorem i żarliwym teoretykiem jest Paweł Śpiewak, związany z… Platformą Obywatelską. Co prawda drogi dr. Śpiewaka i PO rozeszły się w dość burzliwych okolicznościach, ponieważ partia ta od rzeczonego projektu odeszła. Jednak należy pamiętać, że w 2005 roku Platforma szła do wyborów z hasłem budowy IV RP. To jak wygląda w tym świetle zdanie namiestnika Komorowskiego? Tę hipokryzję klasy lux kapitalnie podsumowała dr Fedyszak-Radziejowska, która stwierdziła, że jest to “próba degradacji drugiej siły politycznej” poprzez zbitkę słów “chora i urojona, czyli gorsza”. Cóż, jaki kandydat, takie wypowiedzi, bo żeby nie pomyśleć najpierw zanim się coś powie, to trzeba być… Komorowskim.
Do chóru straszących upiorami IV RP dołączył też Sławomir Nowak: “My na pewno będziemy wzywali przede wszystkim nasz elektorat, do tego by poszedł na wybory, bo już widać jakie szykują się zagrożenia”. Co widzi poseł? Jakie zagrożenia? Tego nie precyzuje, ale zapytany na pewno odpowiedziałby słowami Michnika, który obawiał się swego czasu porannego ataku mleczarzy nasłanych przez faszystów z CBA (sic!). Straszy nas także premier Tusk: “Jeśli przegramy te wybory, to możemy stać sie kolejnym zdestabilizowanym krajem Europy”. I znów nasuwa się analogiczne: dlaczego? No dobrze, nie będę już dręczył premiera, który przecież obecnie ma wiele pracy – tuszowanie smoleńskiego zamachu, akcja “Pojednanie” i jeszcze ta cholerna powódź się przytrafiła. A nóż ktoś wywlecze rządowe zaniedbania w tej kwestii jak choćby likwidację organu antykryzysowego czy wstrzymywanie inwestycji przeciwpowodziowych? Dajta premieru pracować. A niech każdy rozsądny odpowie sobie sam…
Ale to jeszcze nic, moi drodzy. Kolega bloger wyszperał pewien cytat Onyszkiewicza Janusza (obecnie europosła), stronnika ROAD-UD-UW-PD, czy jak tam ta jaczejka się obecnie nazywa. Wczytajcie się uważnie i zapamiętajcie, bo warto, naprawdę cymesik: “A gdyby PiS utrzymał się przy władzy, mielibyśmy prawdopodobnie jakąś formę ‘putinizacji’ Polski, czyli sprowadzania rozmaitych instytucji kontroli demokratycznej do instytucji usługowych wobec władzy”. Ka-pi-tal-ne!!! Sztandarowy wręcz przykład salonowo-michnikowej hipokryzji. Co z tych słów wynika? Zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości poskutkuje putinizacją Polski. Czyli normalnie strach się bać! Co więcej? Że we współczesnej Rosji rozmaite instytucje kontroli demokratycznej są na usługach rządu. A to baaardzo źle, a fe! To znaczy było źle zaledwie parę lat temu, bo teraz mamy “pojednanie”, Rosja jest “partnerem”, który prowadzi śledztwo w sprawie największej polskiej tragedii lotniczej i zarówno MAK pani Anodiny jak i prokuratura pana Czajki nie są już usłużne wobec władzy na Kremlu!!! A to dobre! Oczywiście Rosja się zmienia, ale… na gorsze! Nieważne, to osobny temat. Tak czy siak onyszkiewiczowe lęki to stare dzieje… Wtedy widmo “kaczyzmu” wisiało nad Polską. Co prawda Partia Demokratyczna znów czuje, że “nadchodzi, wraca IV RP i to jest bardzo groźna dama, ponieważ idzie otoczona współczuciem i owinięta czarnym kirem” – tak opisuje swoje “obawy” Brygida Kuźniak, przewodnicząca tej partii. Jednak sytuacja się zmieniła, więc jakoś tak głupio przyrównywać Kaczyńskiego do Putina… No nie, panowie i panie, jeżeli nie widzicie płytkości, małości i miałkości tych salonowych mędrków, to już nie ma dla Was ratunku. Jeżeli nie dostrzegacie absolutnej głupoty (to optymistyczna wersja) tych ludzi czy wręcz zdrady polskiej racji stanu (to wersja bardziej prawdopodobna), to życzę Wam zdrowia. Psychicznego oczywiście. Może Klich Wam pomoże? Wiem, że ciężko przyznać się do błędu, bo “złudzenia polityczne bywają równie bolesne co złudzenia miłosne”, ale może już czas wydorośleć i przestać dawać sobą manipulować? No dobrze. Ktoś w tym miejscu może zauważyć, iż snując różne czarne wizje dotyczące przyszłości Polski również straszę, więc jestem czystej próby hipokrytą. Błąd! Jest zasadnicza różnica pomiędzy wskazywaniem realnych zagrożeń a perfidnym graniem na najniższych ludzkich instynktach. Kto tego nie dostrzega, niech lepiej nie zabiera głosu na tematy publiczne.
Generalnie rzecz biorąc, w normalnych warunkach powyższe wypowiedzi byłyby nawet śmieszne, jednak w III RP normalne warunki debaty publicznej zwyczajnie nie istnieją. Co mam na myśli? Otóż to, że taki język zostałby skonfrontowany przez obiektywnych, rzetelnych i niezależnych dziennikarzy z hasłem wyborczym Komorowskiego “Zgoda buduje”. Jak w tym wypadku można mówić o zgodzie? Pytam retorycznie oczywiście, gdyż członek (honorowy!) sztabu wyborczego kandydata PO twierdzi, że obecna kampania to… wojna. To jest salonowa schizofrenia bezobjawowa. Czy ktoś wskazuje na tę oczywistą sprzeczność? Czy ktoś w ogóle śmie przypomnieć słowa Onyszkiewicza? Dlaczego nikt nie cytuje słów Komorowskiego o powodzi z 1997 roku i nie porównuje ich z tym, co obecnie ma do powiedzenia pan marszałek? Takie pytania można mnożyć w nieskończoność. Witajcie w “wolnej”, “suwerennej” i… bananowej III RP. Tak buduje się wirtualną (nomen omen) Polskę, która z rzeczywistym obrazem nie ma nic wspólnego. ”Naszym” przedstawicielom czwartej władzy geremkowskie fakty prasowe wyskakują z cuchnących fałszem ust szybciej niż kulki z kałasznikowa.
“Zagłosuję na Komorowskiego, bo boję się kaczora!” – to nie są słowa pensjonariusza domu spokojnej starości z zaawansowaną demencją. Na takie opinie można się natknąć dosłownie wszędzie. Ludzie autentycznie są przestraszeni, boją się Kaczyńskiego i jego ewentualnej prezydentury. Do końca życia zapamiętam “traumę” lat 2005-07. Gdy rozmawiałem z ludźmi w tamtym czasie i pytałem ich zwyczajnie “co słychać” bardzo często w odpowiedzi słyszałem, że mamy… państwo policyjne (sic!). Powstrzymam się od wulgaryzmów. To jest tak głupie, tak dziecinne i jednocześnie (gdy spojrzy się na problem od strony naszych przekaziorów) tak obrzydliwe i ohydne, że najzwyczajniej w świecie brakuje mi słów. Jeszcze jedna “Gazeta Wyboracza” i Polakom wmówionoby, że PiS i Kaczyńscy są odpowiedzialni za stan wojenny. Jeszcze jeden TVN i ludzie uwierzyliby, że bliźniacy są klonami Adolfa Hitlera i Józefa Stalina, a prawdziwa nazwa PiS to NSDAP-KPZR. Wszystkich, którzy “przestraszyli się” państwa policyjnego, uwierzyli w te wszystkie bzdury z michnikowymi mleczarzami i po dziś dzień boją się Kaczyńskiego jest mi szczerze żal… W sumie straciłem sporo czasu na pisanie tego tesktu, a mogłem tylko wkleić poniższą grafikę, która oddaje sens mojego wywodu. Spójrzcie łaskawie i przestańcie się bać. Bądźcie odważni. A jeżeli nie jesteście, to udawajcie – i tak nikt nie zauważy różnicy.