Nonkonformizm w literaturze politycznej Waldemara Łysiaka (5)

1
1927

Łysiak“Przyznam szczerze, że komentowanie wydzarzeń w Polsce nastręcza mi coraz więcej kłopotów. Parafrazując wałęsającego się tu i uwdzie Bolka ‘chcem, ale nie mogem’. Kiedy nie wykonuje się wyuczonego zawodu (dziennikarza-politologa), kiedy zarabia się na chleb w inny sposób oraz gdy trzeba dzielić czas pomiędzy zainteresowania i rodzinę, to trudno oddawać się tak czasochłonnej pasji jaką jest pisanie. Zwyczajnie czasu brak! A tu jeszcze chciałoby się cosik przeczytać, obejrzeć, pograć na gitarze…” – tak oto w jednym z wcześniejszych tekstów szukałem na siłę usprawiedliwnienia dla swojego lenistwa. A poważnie, to powyższe zdania są na poły prawdziwe. Brak czasu jest czynnikiem ważnym, ale nie decydującym. Coraz dotkliwsze uczucie bezsensowności, uwierające mój mózg niczym bluźniercza myśl o wszechmogącym Bogu, gdy widzę dzieciaki umierające na białaczkę, zniechęca mnie dostacznie, by zamilknąć lub chociaż zrobić sobie przerwę…

“Czas nie chce się zatrzymać, każdy upływający dzień postarza mnie, a ja wciąż szukam tego, czego szukałem rok temu, dziesięć lat temu i dwadzieścia lat – bezskutecznie. Świat pędzi, ja zaś stoję w miejscu biegnąc za chimerami i coraz mniej wierzę, iz można je doścignąć. Nie ma bezinteresownych uczynków i uczuć, nie ma prawdy, przyjaźni i wierności, nie istnieją idee bez skazy i przysięgi bez pułapek, jest tylko zgorzknienie, które odkłada się we krwi, niczym słoje trującego drzewa” – ten cytat, pochodzący ze wstępu “Wysp bezludnych” Łysiaka, stuprocentowo oddaje stan mojego ducha. Tak więc zamiast napisać coś nowego, prezentuję Wam kolejną część mojej pracy magisterskiej. Trzeci podrozdział rozdziału trzeciego…

3.3 Postkomuniści i obóz solidarnościowy

Życie sensu stricto polityczne Polski, to znaczy zmiany w układzie sił na scenie politycznej, różnego rodzaju walki frakcji i stronnictw politycznych, ze szczególnym uwzględnieniem partii politycznych, nie znajdują szczególnego uznania w publicystyce autora. Co nie znaczy, że pisarzowi jest obojętne co się dzieje w jego kraju. Przeciwnie. Wielokrotnie dawał upust swoim emocjom, gdy w grę wchodziły sprawy istotne z punktu widzenia narodu polskiego. Niemniej w swoim pamiętniku „Lepszy”, co już cytowałem we wstępie niniejszej pracy, Łysiak stwierdził: „(…) pisanie literatury politycznej interesuje mnie w równym stopniu, co statystyka, kulturystyka i robienie swetrów na drutach. Obchodzi mnie zupełnie inna dziedzina ewolucji. Tym moim konikiem jest zoologia, wszystko, co piszę, to czytanki z życia zwierząt”[1]. Oznacza to mniej więcej tyle, że o wiele bardziej od przyziemności i codzienności bieżącej polityki interesuje go całe spektrum zachowań ludzkich, które ogniskują się w wyrazie psychologia. Tak więc w swojej twórczości, kiedy analizuje sytuację Polski i jej przywódców, korzysta ze swojej bogatej wiedzy i kreśli obraz, który nazwałbym całościowym – z uwzględnieniem szeregu aspektów konkretnych zachowań. Obraz, który nie jest wolny od zniekształceń, ale z całą pewnością jest wolny od nacisków z zewnątrz. Jako zdeklarowany nonkonformista Łysiak przemawia głosem, który nie da się zaszufladkować do żadnej opcji, z wyjątkiem opcji, do której zalicza siebie sam, kiedy mówi: „Jestem polowym żołdakiem Chrystusowego legionu”. Nie zmienia to faktu, iż jest sympatykiem niektórych ugrupowań czy polityków. Lecz ci bez względu na ową sympatię nie mają co liczyć na taryfę ulgową w procesie oceny ich działalności.

Jeżeli chodzi o sytuację, w której znalazła się Polska po 1989 roku, a konkretnie o jej przywódców, to istnieje szereg publikacji autora, w których są poruszane kwestie zawarte w temacie niniejszego podrozdziału. Przecież opisując sprawę „okrągłego stołu”, czy problem lustracji i dekomunizacji, niejako mimowolnie Łysiak odnosił się (i wciąż odnosi) do ekipy postkomunistycznej i tych środowisk, które wywodzą się z „Solidarności”. W pierwszej kolejności przedstawię opinie i poglądy pisarza, dotyczące obozu komunistycznego.

W przytaczanym już przeze mnie „Lepszym” autor dość żartobliwie, ale w zgodzie z faktami historycznymi, przedstawił obraz przemiany komunistów w postkomunistów. „Zróbmy sobie test” – napisał. „Pytanie: co było dla komunistów najbardziej przez nich znienawidzonym ‘bete noire’ (dosłownie: czarne zwierzę, potocznie: ktoś lub coś najbardziej znienawidzonego – przyp. A.W.), którego nie cierpieli bardziej od innych nie cierpianych przez siebie zjawisk? Dla ułatwienia wymieniam cele ich wściekłych ataków: trockizm, faszyzm, hitleryzm, frankizm, titoizm, liberalizm, rewizjonizm, syjonizm, imperializm, pluralizm, burżuazja, arystokracja, coca-cola, kułactwo, Gestapo, CIA, FBI, NATO, Kuomintang, Pentagon, apartheid”. Po czym dodaje: „(…) każda z rzeczy wyżej wymienionych była ich wrogiem, ale nie wrogiem numer jeden. Tym zawsze była socjaldemokracja”[2]. Dlatego, kiedy w Polsce partia komunistyczna (PZPR) zmieniła się w Socjaldemokrację Rzeczypospolitej Polskiej, Łysiak określił to mianem „czarnego humoru”, pokazując tym samym paradoks historii. Faktycznie, gdy przestudiuje się wypowiedzi dygnitarzy partyjnych PZPR z lat 1945-1989, a także komunistów wcześniejszych, dochodzi się do wniosku, że socjaldemokracja, jako wartość polityczna i system sprawowania władzy, była bardzo ostro krytykowana, epitetów nie szczędząc. „Od czasów Lenina w tekstach komunistycznych żadne zjawisko tego globu nie było równie mocno flekowane, co socjaldemokratyzm. Najłagodniejszy epitet, jakim wszystkie kompartie, dekada za dekadą, opluwały socjaldemokratów, brzmi: ‘oportuniści’; dużo częściej używano terminów: ‘socjal-szowiniści’, ‘zdrajcy’, ‘psy łańcuchowe imperializmu’, ‘pachołki reakcji’ itp.”. Pisarz analizując tę przemianę nie omieszkał był cytować pierwszych sekretarzy, premierów, a przede wszystkim Stalina. „Zgodnie z doktryną myśliciela Soso, iż pierwszoplanowym zadaniem każdego komunisty jest: ‘bić socjaldemokratów każdego dnia (…), demaskując ich zdradę (Stalin, ‘Dzieła’, t. VII), bito bez litości i bez ustanku. Cztery cytaty z ust czterech wielkich myślicieli peerelowskich (…): ‘Socjaldemokracja, zakłamane, obłudne sługusy imperializmu, usprawiedliwiające wyzysk i grabież ludów, rozpętujące nienawiść i szowinizm’; ‘Socjaldemokratyzm, całkowicie zbankrutowany i zdyskredytowany, spełnia gorliwie haniebną rolę agentury imperialistycznej’; ‘Naczelnym zadaniem PZPR jest walka z socjaldemokracją, główną agenturą imperialistycznych rządów, podżegaczy wojennych i wszelkiej reakcji’; ‘Powinniśmy aktywnie zwalczać ten lewicowy oportunizm, będący tradycyjną tendencją reakcyjną’”[3]. Ostre słowa. I nawet byłyby one śmieszne, gdyby nie fakt, że komuniści po 1989 roku przebrali się w socjaldemokratyczny garnitur. Lecz tak zwany „przeciętny wyborca” nie interesuje się niuansami podobnego typu, wobec czego powrót przefarbowanych komunistów nastąpił zaledwie cztery lata później. Oczywiście jest to duże uproszczenie, ponieważ przyczyn sukcesu wyborczego komunistów z 1993 roku nie można przypisywać tylko i wyłącznie zmianom w triadzie: PZPR – SdRP – SLD. Główne przyczyny tkwią w sposobie sprawowania władzy z lat 1989-1993, a przypomnę były to rządy szeroko rozumianej „Solidarności”.

Nikt przy zdrowych zmysłach nie spodziewał się, że po upadku komunizmu w Polsce nastąpi natychmiastowy dobrobyt. Skoro zmiana ustrojowa spowodowana była krachem ekonomicznym, to było oczywiste, iż poprawa sytuacji gospodarczej wymaga czasu. Rafał Ziemkiewicz opisując początki III RP tak wspomina: „’Solidarność’ jako się rzekło, siadała do Okrągłego Stołu z żądaniami ekonomicznymi, które nazwać idiotycznymi będzie uprzejmością. Potem, jak wiemy, sytuacja gwałtownie przyspieszyła i okazało się, że neosolidarność musi stworzyć rząd. Legenda głosi, że wszystkie teki rozdzielono bez wielkiego trudu, natomiast na ministra finansów chętnego po prostu nie było. Wszyscy profesorowie, do których się zwracano, uprzejmie zapewniali, że chętnie będą doradzać, ale co do ministrowania, to bardzo dziękują, nie. W przeciwieństwie do polityków wiedzieli doskonale, co się dzieje, i trudno się dziwić, że żaden nie miał ochoty usiąść na tykającej bombie”[4]. Jak wiadomo misji podjął się Leszek Balcerowicz. Warto w tym miejscu nadmienić, że o ile w wielu sprawach poglądy Ziemkiewicza i Łysiaka są praktycznie tożsame, o tyle w stosunku do osoby obecnego prezesa NBP, ówczesnego ministra finansów, są one przeciwstawne. Nie mnie oceniać, która z tych ocen jest bliższa prawdy, tym bardziej, że nie posiadam odpowiednich kwalifikacji ekonomicznych. Moim zadaniem jest analiza opinii Łysiaka i na tym się skupię.

W roku 1997, w jednym z wywiadów, pisarzowi zadano pytanie takiej treści: „Gdyby mógł Pan wymalować na niebie bardzo lapidarną, kilku-kilkunastozdaniową, wręcz hasłową historię Polski lat 1989-1996, w zakresie, do wyboru, tylko politycznym lub tylko gospodarczym, to który by Pan wybrał?”. Na to Łysiak odpowiedział; „Oba te zakresy się splatają, są właściwie nierozłączne, ale rozumiem, co Pan ma na myśli i odpowiadam: wybrałbym historię gospodarczą (…) bo polityczna jest drugorzędna (…)”. Prawdziwość swojego osądu uzasadnia tak: „Wahadłowe konwulsje demokracji mogą zmienić barwy rządu czy sejmu, lecz żadne kaprysy motłochu elekcyjnego nie zachwieją grą gospodarczą, na którą elektorat ma znikomy wpływ. Zbyt silne i zbyt niezależne od demokratycznych werdyktów mafie ustalają tam reguły gry”[5]. Jak widać pisarz traktuje bardzo poważnie przemiany gospodarcze, dokonane po roku 1989, które, jego zdaniem, można było przeprowadzić w lepszy i uczciwszy sposób.

Skoro wspomniałem wcześniej Balcerowicza, który będąc ministrem w rządzie współtworzonym przez ekipę „Solidarności” (był nim także w kolejnych latach), scharakteryzuję jego sylwetkę widzianą oczami Łysiaka. Ocena ta jest niejako automatycznie oceną rządów w pierwszych latach po wyzwoleniu się Polski z komunizmu. W roku 2000 pisarz tak opisał pierwsze dziesięć lat III RP w odniesieniu do spraw gospodarczych, ze szczególnym uwzględnieniem jej wczesnej fazy: „Kręgosłupem polskiej ekonomiki był w ostatniej dekadzie monetaryzm: polityka walutowa centralnie sterowana (czkawka komunizmu) przez Ministerstwo Finansów i Bank Narodowy (choć nie wolna od międzynarodowych wpływów spekulacyjnych). Ułatwiło to hochsztaplerom ‘przekręty’ iście monstrualne, vide ‘numer’ z zamrożeniem kursu dolara na półtora roku (1990-1991), przy równoczesnym, sięgającym 100% (!) bankowym oprocentowaniu kapitału złotówkowego. Zamrożenie było sekretne, ale dużo polskich i cudzoziemskich kombinatorów dostało ‘cynk’. Niebieskie ptaki całego świata wpłaciły nad Wisłą złotówkami miliardy dolarów, a kilkanaście miesięcy później ‘wytransferowały’ dwa i pół raza tyle (250%). Za ten ‘cud gospodarczy cwaniacy Wschodu i Zachodu winni solidarnie wznieść panu Balcerowiczowi (dawniej PZPR, dziś guru ekonomii polskiej) statuę o wysokości Wieży Eiffla, i to ze szczerego złota, którego ciężar byłby niezauważalnym ułamkiem ich zysku. Dzieje cywilizacji znają mało ‘przekrętów’ kalibru analogicznego”[6]. Tak więc, według Łysiaka, dzisiejszy (niski) poziom rozwoju gospodarczego Polski jest uwarunkowany, między innymi, mnogością afer finansowych, których można i trzeba było uniknąć.

Jeżeli chodzi o inne sprawy, poruszane w publicystyce pisarza, które tyczą zaniedbań rządów „Solidarności” na szczególną uwagę zasługuje „cała sfera praworządności”[7]. W roku 1993, we wspomnianym już artykule „Oskarżam!”, Łysiak napisał: „Aby zbudować praworządne państwo, trzeba zbudować przyzwoity system prawny jako fundament. Bez dobrej konstytucji i dobrego kodeksu praworządność nie funkcjonuje. W Polsce cztery lata bawiono się w sejmie różnymi duperelami, lecz nie zrobiono ani nowej konstytucji, ani sensownego gospodarczego prawa (…), ani też nie naprawiono kodeksu karnego (co obraża poczucie sprawiedliwości)”[8]. Dwa lata od ukazania się powyższego tekstu, czyli w roku 1995, zdaniem pisarza nic się w rzeczonej kwestii nie zmieniło: „Komunistyczne prawo stanowi synonim bezprawia. (…) Od kilku wiosen ustosunkowani kryminaliści i skorumpowani biurokraci dzielą na luzie polski łup. Rzadkie procesy morderców peerelowskich są farsami – autentycznych zabójców narodowego świętego (ksiądz Jerzy) tknąć nie można! Kilkakrotnie już pisałem, że w Polsce istnieje prawo, ale nie istnieje sprawiedliwość. Jest to kliniczna cecha Bolszewizmu”[9]. Dalej, w tym samym tekście, autor krytykuje sposób przeprowadzenia fundamentalnych zmian w systemie prawnym III RP: „Prawo najwyższe, konstytucyjne, przynosi Polsce hańbę najwyższą. Tzw. Mała Konstytucja stała się, dzięki swej ułomności, przedmiotem prawniczych trików vulgo dowcipów, słowem: ma wartość papieru. Tymczasem obowiązująca u nas Ustawa zasadnicza jest stalinowską konstytucją z roku 1952. Sześć lat po rzekomym ‘wyzwoleniu’! (…) Wyobraźcie sobie, że Niemcami sześć (lub więcej) lat po upadku Hitlera steruje nazistowskie prawodawstwo w formie nietkniętej ręką nowelizatorów”[10]. Jeżeli do tego doda się, że w pierwszych miesiącach przemian palono akta UB i SB, że dopiero w 1990 roku cenzura przestała istnieć, a Armia Radziecka opuściła Polskę cztery lata po „okrągłym stole”, to obraz III RP w początkowym jej stadium jest porażający, czy wręcz koszmarny. Ale niestety prawdziwy. Winne tego stanu rzeczy są, według Łysiaka, elity rządzące Polską zaraz po 1989 roku, a więc takie ugrupowania polityczne jak Unia Demokratyczna i Kongres Liberalno-Demokratyczny.

Kolejne aspekty działalności publicznej w Polsce grup, o których mowa, a które można określić mianem „życia społeczno-kulturalnego”, znajdują się w kolejnym podrozdziale. Tutaj, na zakończenie, pragnę zwrócić uwagę na kwestie wyborów politycznych Łysiaka. Wiadomo, że w roku 1990 w wyborach prezydenckich pisarz poparł kandydaturę Wałęsy. Po trzech latach tak to skomentował: „Głosowałem na Lecha Wałęsę, i wielu wahających się znajomych skłoniłem, by uczynili tak samo, za co ich dzisiaj (rok 1993 – przyp. A.W.) publicznie przepraszam. Wierzyłem, że Lech Wałęsa to prawonożny napastnik. Okazało się, że stonoga ma mniej nóg niż Lech Wałęsa i że na każdą jego nogę pasuje tylko lewy but. Lewy but i lewa buta skonfrontowane z tym, co obiecywał Lech Wałęsa, gdy starał się o głosy wyborców, to piekło i niebo”[11]. Wiadomo także, że w wyborach parlamentarnych roku 1997 Łysiak głosował na Akcję Wyborczą Solidarność, co w 2001, tuż po elekcji, kiedy władza znów wróciła w ręce postkomunistów, mówiąc za wszystkich wyborców tej formacji, skwitował tak: „Kochani, jakie my mamy prawo warczeć na SLD po ty wszystkim, co zrobiła z Polską AWS?”[12]. W jednym z artykułów autor napisał, że „złudzenia polityczne bywają tak samo bolesne jak złudzenia miłosne”. Fakt. Błędy popełniają wszyscy, ale nie wszyscy potrafią się do nich przyznać. Te nieliczne wyjątki stanowią nonkonformiści, którzy z natury mówią i myślą całkowicie samodzielnie.


[1]W. Łysiak, Lepszy, warszawa 1990, s. 9.

[2] tamże, s. 86.

[3] tamże, s. 86.

[4] R. Ziemkiewicz, Polactwo…, s. 224.

[5] W. Łysiak, Old-Fashion Man…, s. 258-259.

[6] W. Łysiak, Stulecie kłamców…, s. 184-185.

[7] W. Łysiak, Rzeczpospolita kłamców…, s. 141.

[8] W. Łysiak, Łysiak na łamach 2…, s. 27.

[9] W. Łysiak, Wilk i kuglarz…, s. 60.

[10] tamże, s. 60-61.

[11] W. Łysiak, Łysiak na łamach 2…, s. 36-37.

[12] W. Łysiak, Piórem i mieczem…, s. 376.

1 KOMENTARZ

  1. Przede wszystkim, czy konformizm jest p. Łysiakowi potrzebny? Samo znaczenie tego słowa zakłada poświęcenie własnych przekonań na rzecz mody czy narzuconej ideologii,w celu osiągnięcia korzyści , najczęściej materialnych.
    Jako nonkormfomista, Łysiak doskonale sobie radzi (także finansowo), atakując największe potęgi w kraju, a często nawet narażając się na morderczy dla każdego innego, eptitet antysemity.
    Pod taką maską, szalenie popularny i chętnie czytany Łysiak jest bezcennym skarbem dla kilki, która zresztą kontroluje także krytykowaną przez Łysiaka polską mafię rządzącą.
    Na Michniku i jego ekipie od dawna wszyscy wieszają psy; tak że dalsze ataki Łysiaka coraz bardziej zawisają w próżni – nic nowego nie wnoszą. Ale najcenniejszą propagandą, jaką Łysiak potrafi dostarczyć swoim mocodawcom, jest wbijanie społeczeństwu polskiemu do mózgów przekonania, że największym niebezpieczeństwem nowego wieku jest Islam, a największym obrońcą wartości cywilizacji chrześcijańskiej jest gangsterski tandem USA-Izrael!
    Na podobną propagadę, szerzoną przez filosemitów, Polacy reagują podejrzliwie. Lecz jakaż to różnica, gdy agresywną klikę Usrealską gloryfikuje czołowy krytyk post-ubeckiego salonu. Tym bardziej, że czytelnicy Łysiaka nie zdają sobe sprawy, że rodowód owej amerykańskiej kliki rządzącej wypływa z tych samych korzeni, jakie autor dokładnie przeanalizował od strony rzeczywistości polskiej. Widzieliśmy tam więc początkowe flirty Kuronia , Michnika et al, z Trockizmem; potem z Kosciołem, z nurtem narodowym, z prawicą.
    W książkach Łysiaka nie znalazłem ani słowa o ideologii, która kieruje obecnie polityką amerykańsko-Izraelską. Ideologię tą nazywa się neokonserwatyzmem. Należy więc dodać parę słów wyjaśnienia:
    ‘Korzenie neokonserwatyzmu wywodzą się z grupy przeważająco żydowskich intelektualistów z City College of New York na przełomie lat 30/40-tych. Większość z nich była trockistami…… Neokonserwatyzm można najtrafniej określić jako rozbudowaną sieć o rodzinno-profesjonalych zazębieniach, skupiającą żydowskie media i organizacje, wykorzystywane dla pozyskiwania żydowskich i nieżydowskich sympatyków w celu wprzęgnięcia bogactwa i potęgi Stanów Zjednoczonych w służbę Izraela…..
    Polityka wewnętrzna neokonserwatystów skupia się przede wszystkim na popieraniu imigracji (wszystkie organizacje żydowskie były instrumentalne we wprowadzeniu Prawa Imigracji w 1965 roku, które otwarło bramy do masowego napływu ludności kolorowej. Także w postkolonialnej Europie, Żydzi usilnie promowali imigrację kolorowych, aby antagonizować społeczeństwa – a teraz, podsycać nienawiść do muzułmańskich przybyszów). Wielu politologów, zajmujących sie tą kwestią podkreśla, że neokonserwatyści są zagorzałymi poplecznikami najbardziej destruktywnej siły XX wieku, związanej z lewicą – masowej imigracji ludności nie-europejskiej. (Cóż na to pan Łysiak?)
    Ponieważ neokonserwatyści zajmują eksponowane stanowiska w mediach, instytutach naukowych i politycznych, trudno się dziwić, że osobliwa mieszanka oportunizmu z przekonaniami przyciąga do nich gojów.
    Po komunistach i talmudystach noekonserwatyści oddziedziczyli relatywizm. Według ich teorii, ‘są różne rodzaje prawdy dla różnych ludzi. Jest prawda opowiednia dla dzieci;
    prawda odpowiednia dla studentów; prawda odpowiednia dla inteligentów – a przekonanie, że istnieje zespół prawd odpowiednich dla każdego, jest złudzeniem nowoczesnej demokracji. Najwyższa prawda dostępna jest jedynie dla filozofów, a szary człowiek musi ograniczyć się do ‘wiedzy’ innego rodzaju, jak mity, obyczaje, uprzedzenia. Opinia narodu powinna być kształtowana przez rządzących.’
    Dużo w tych teoriach także mowy o nadrzędnej roli państwa wobec obywateli, etc. Właściwie, wszystko to już znamy – ale nie znali tego Amerykanie i kupili stary towar w nowym atrakcyjnym opakowaniu. Pan Łysiak powinien jednak go rozpoznać i nie kupować. Chyba – że to jego kupiono?
    Bo, czytając książki Łysiaka, trudno sobie wyobrazić, że nie zdaje on sobie sprawy, gdzie w tym świecie leży źródo prawdziwej siły. Sam pisze o opanowaniu światowych finansów, mediów, polityki przez Żydów – to oni, a nie Arabowie domagają się miliardowych odszkodowań od Polski; oni opracowują podręczniki szkolne w Polsce; oni usuwają krzyże z polskich szkół i urzędów; oni kontrolują polską prasę, radio i telewizję; oni szkalują opinię Polski na świecie. Jeśli pan Łysiak sądzi, że gangsterska klika izreaelsko-amerykańska, rozszerzająca krok po kroku agresję na państwa islamskie, nie ma nic wspólnego z Żydami podbijającymi Polskę, nie ma sensu z nim rozmawiać.
    W jednym można się z nim zgodzić – że napływ Muzułmanów do Europy jest zjawiskiem grożnym i powinien być powstrzymany. Ale czy potężne organizacje żydowskie, które potrafiły już w 1956 roku wplątać rządy Anglii i Francji w wojnę przeciw-arabską, nie czynią coś wprost odwrotnego? Skundlenie ras, antagonizowanie ludności miejscowej przeciw napływowej, jest jednym z głównych instrumentów ich polityki. Widocznie, w przeciwieństwie do p. Łysiaka, czytali jednak reakcyjne dzieło, zwane ‘Protokółami’ – bo tam już ponad sto lat temu opisane zostały rzeczy, których wtedy nikt nie mógł zrozumieć jako zbyt nowatorskich, a które obecnie są na porządku dziennym.
    Do czasu powstania państwa Izrael, Arabowie byli najlepszym sojusznikiem Ameryki. Truman w 1948 roku podżyrował narodziny Izraela, ulegając nieodpartej presji syjonistycznej. Przez lata czczony jako ‘ojciec’ Izraela, niedawno doczekał się od przywódcy ADSL, Foxmana, miana najgorszego antysemity. Wyszły jego wspomnienia, gdzie opisuje podłość metod, jakich użyli syjoniści dla uzyskania jego poparcia.
    Arabowie nie potrafią nawet zorganizować porządnie swych własnych państw – skąd im do dominacji świata? Ale stanowią pokaźną siłę, którą da się wykorzystać w interesie syjonizmu. Doskonały znawca spraw światowych, przedwojenny korespondent londyńskiego Times’a, który w 1938 roku napisał ‘Insanity Fair’, przewidujący zagrabienie przez Hitlera Austrii, Czechosłowacji, nową wojnę światową w sojuszu Hitlera ze Stalinem, po wojnie napisał inna książkę, gdzie prorokuje:
    W dwudziestym wieku tej potężnej sekcie niemal udało się doprowadzić Chrześcijaństwo i Islam do wzajemnej niszczycielskiej walki. Jeśli obecne pokolenie stanie się świadkiem takiego zderzenia, będzie ono niczym więcej, jak walką dwóch uniweralnych religii w interesie zwycięstwa wiary ‘rasy panów’.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here