“Naród, który nie szanuje swej przeszłości
nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości”
Józef Piłsudski
30 stycznia br. podczas popularnego brytyjskiego programu motoryzacyjnego “Top Gear”, jego prowadzący Richard Hammond, James May i Jeremy Clarkson obrazili Meksykanów. W trakcie prezentacji meksykańskiego samochodu sportowego Hammond stwierdził, że odzwierciedla on cechy mieszkańców Meksyku, czyli jest “leniwy, nieodpowiedzilalny i prostacki” oraz przypomina “pół śpiącego Meksykanina z wąsem, ubranego w dziurawy koc, który opiera się o płot i gapi się na katus.” May zaczął wówczas robić sobie niewybredne żarty z meksykańskiego jedzenia (według niego smakuje ono niczym “odsmażane rzygi”), a Clarkson zakończył wątek mówiąc, że ambasador tego kraju “na pewno nie zareaguje oburzeniem, gdyż jest zbyt zajęty spaniem”. Jednak “żartowniś” Clarkson się przeliczył, bowiem w ubiegły czwartek Eduardo Medina-Mora Icaza, ambasador Meksyku w Londynie, zażądał oficjalnych przeprosin od władz BBC, a prezenterów nazwał bigotami i ignorantami.
W odpowiedzi na list ambasadora grupa brytyjskich parlamentarzystów, składająca się z przedstawicieli wszystkich opcji politycznych (wszystkich!), również zażądała od BBC oficjalnych przeprosin. To z kolei poskutkowało niezwłocznym wydaniem przez BBC oświadczenia, skierowanego do ambasadora Icaza, w którym przeproszono za zachowanie swoich pracowników i ewentualne szkody moralne wynikające z ich komentarzy. Oczywiście starano się zbagatalizować całe zamieszanie i napisano, że wypowiedzi te były tylko “niewinnym żartem” i wynikają one z “brytyjskiego poczucia humoru”. Formę tych przeprosin ostro skrytykował znany brytyjski aktor Steve Coogan, który oświadczył, iż BBC zachowała się “żałośnie” i że nie starczyło jej odwagi by nazwać rzeczy po imieniu. Zresztą jak bardzo “niewinne” było zachowanie Clarksona pokazuje jego kolejny “żart”, w którym wyjaśnia, że “Meksyk nie ma drużyny olimpijskiej, bo każdy kto potrafi biegać, skakać i pływać mieszka już poza granicami swego kraju”. Funny guy, no nie? Niemniej oficjalne przeprosiny zostały przytoczone przez wszystkie znaczące redakcje i zaprezentowano je także na antenie BBC. Brawo panie ambasadorze! Tak więc z punktu widzenia meksykańskiej racji stanu osiągnięto zamierzony skutek, a przedstawiciel Meksyku zachował sie prawidłowo, dbając o wizerunek swojej Ojczyzny. Go Mexico!
Abstarhując od powyższego przenalizujmy zachowanie polskich władz w podobnych przypadkach. Zostańmy na chwilę przy programie “Top Gear”. W jednym z zeszłorocznych odcinków Jeremy Clarkson i James May mieli za zadanie nakręcić reklamę Volkswagena Scirocco z silnikiem diesla. “Żartownis” Jeremy, dumny ze swojego “brytyjskiego poczucia humoru”, pokazał w wideoklipie uciekających przed Niemcami Polaków, którzy w panice wskakują do pociągów i autobusów, by uciec z Warszawy. Całość zamyka hasło: “Z Berlina do Warszawy na jednym baku!” Oczywiście w tym miejscu można zacząć “dyskutować” czy to jest dla Polaków i Polski obraźliwe, czy może tylko “kontrowersyjne”. Ja w każdym razie znam ludzi, dla których jest to zwyczajnie obrzydliwe. Mój Ojciec przeżył okupację. We wrześniu 1939 roku, jako małe dziecko, uciekał przed Niemcami na wschód, by po paru tygodniach uciekać przed Sowietami. Zaginął podczas bombardowania, został znaleziony w leju po bombie przez Czerwony Krzyż. Zabawne panie Clarkson, prawda? Tylko wiele milionów Polaków uważa dokładnie odwrotnie! Bo wiele milionów Polaków ma podobne do mojego Ojca doświadczenia i widząc radosną twórczość tępęgo Brytola jest im zwyczajnie smutno. Tyle, że poza ogromnym oburzeniem i urażoną pamięcią o zamordowanych przodkach nie mają oni nikogo, kto by bronił ich przed podobnym obrzydlistwem. No bo co zrobił przedstawiciel polskich władz w Londynie? Co w tej sprawie zrobili polscy politycy w kraju? Żartowanie z ludzkiego cierpienia, obrażanie zdradziecko zaatakowanych Polaków czy w końcu wykorzystywanie ludzkich dramatów w celach marketingowych to za mało by zaprotestować? Dlaczego nikt nie broni pamięci Polaków, dla których wydarzenia zaprezentowane przez Clarksona kojarzą się jak najgorzej?
Pytania, które postawiłem wyżej są oczywiście czysto retoryczne. Podstawowa różnica pomiędzy zachowaniem przedstawicieli tzw. polskiego rządu a reakcją ambasadora Meksyku polega na tym, że ten drugi wypełnia swoje obowiązki należycie, dba o interes obywateli swego kraju i reaguje, gdy ktos ich obraża. Natomiast, żeby zbytnio nie pastwić się nad miłościwie nam panującymymi cudotwórcami, nie można tego powiedzieć o polskich władzach. W końcu na czele tzw. polskiego rządu stoi człowiek, dla którego “polskość to nienormalność”, więc nie powinniśmy się ani dziwić, ani oburzać. Z Polaków można kpić, opowiadać “polish jokes” (jak świat długi i szeroki), faszłować historię pisząc o “polskich obozach zagłady”, zezwalać rosjanom (po dziś dzień!!!) pisać artykuły, w których odpowiedzialność za Zbrodnie Katyńską zrzuca się na Niemców, nie reagować, gdy na oficjalnych stronach Ministerstwa Spraw Zagranicznych Federacji Rosyjskiej ukazuje się informacja, że to Polacy ponoszą odpowiedzialność za rozpętanie II Wojny Światowej, itede, itepe. A nasza władza nie zareaguje choćby jęknięciem! Bo to nie jest polska władza! Jak ktoś w tym miejscu zechce popukać mi w czoło, śpieszę wyjaśnić, że suwerenne i niepodległe państwo polskie nie zaprosiłoby na obrady Biura Bezpieczeństwa Narodowego (podkreślam: Bezpieczeństwa! Narodowego!!!) przedstawiciela KGB. Nikołaj Patruszew, bo o nim mowa, były dyrektor FSB, który w 2001 roku stwierdził, że “historia Łubianki w dwudziestym stuleciu jest naszą (czyli FSB – przyp. nurniflowenola) historią”, weźmie udział w posiedzeniu BBN. Tak więc rację ma bloger Jacyl, który po smoleńskim zamachu napisał, że “Polski już nie ma, tylko nie jeszcze nie powiedziano o tym w telewizji”. Tylko proszę nie chrznić tu o poprawnych stosunkach polsko-rosyjskich. W tej kwestii najcelniejszą uwagę wygłosił Władimir Bukowski, stwierdzając, że “nie można mieć dobrych stosunków z KGB, chyba, że jest się agentem KGB”. Otóż to! Niestety dla Polski tej “oczywistej oczywistości” nie dostrzegają zarówno rządzący jaki i ich klakierzy z “zaprzyjaźnionych mediów”. Myślę, że powód owego niedostrzegania leży w drugiej części opisu rosyjskiego dysydenta. Ale kto będzie się przejmował opinią człowieka, który spędził łącznie dwanaście lat w sowieckich więzieniach, obozach karnych i zakładach psychiatrycznych… Cóż, na naszych oczach sprawdza się przepowiednia Łysiaka: “Prędzej lub później, da Bóg, znów będziemy gubernią rosyjską…” Wytrwałości życzę, bo dużo pracy przed nami. Wszak Ona, nasza Ojczyzna nie zginęła, kiedy my żyjemy…